niedziela, 15 maja 2016

Rodział 4

Cherry już trzeci miesiąc stał w stajni "Mosty". Widać było, że jest szczęśliwy. Mimo ciasnego boksu i średniej jakości pokarmu, miał tu o wiele więcej przyjemności niż w swojej sportowej, luksusowej stadninie. Codziennie wychodził na padok z resztą koni. Bawił się i skubał trawę całymi dniami. Wcześniej nie było o tym mowy. Kto widział, by skoczek światowej sławy pasł się z bezimiennymi kucykami? Kto widział, by skoczek w ogóle się pasł? Nikt. Bo, według mojej mamy, Cherry musi "przestrzegać surowej diety, ułożonej specjalnie dla niego". Codziennie jadał najlepszy, produkowany specjalnie dla niego owies z Niemczech, z niewielką domieszką specjalnego granulatu prosto z Francji. A tutaj? Jadał dokładnie to, co reszta koni: siano i mnóstwo świeżej, zielonej trawy.
-Rosie! Przyjechał doktor!
Zawołała mnie Eva, biegnąc w moją stronę.
-Spokojnie. Zanim się rozłoży z tym całym sprzętem, zdążymy oporządzić co najmniej trzy konie.
Zaśmiałam się. W oczach Evy błysnęła iskierka rywalizacji.
-Jesteś pewna.....?
I popędziła w stronę stajni, po konie. Zaśmiałam się pod nosem, wzięłam uwiąz i poszłam po Cordialla na padok. Kiedy mnie zobaczył, zarżał cicho i podkłusował do bramy. Wyciągnęłam do niego rękę z marchewką, mimochodem zakładając mu uwiąz. Jednak spryciarz mnie przejrzał. Prychnął i pogalopował na drugi koniec padoku.
-Ty małpo! Zobaczysz, jeszcze się zemszczę!
Zaśmiałam się i pogroziłam Cordiallowi palcem. Tak mniej więcej wyglądało zdejmowanie Cordialla z padoku. Było to niemal niemożliwe. Po piętnastominutowej gonitwie udało mi się go złapać. Poszliśmy na dziedziniec, gdzie czekał Doktor Blake.
- I jak, panie doktorze? Nadaje się do transportu?
Spytała się moja mama.
-Zdecydowanie. Ścięgno zrosło się lepiej, niż się spodziewałem.
-Świetnie. Rosalie, żegnaj się ze swoją...koleżanką i jedziemy.
Rzuciła mama. W tym momencie podbiegła do mnie Eva.
-Tu masz mój numer telefonu. Zadzwoń.
Powiedziała, podając mi kartkę papieru. Schowałam ją do kieszeni. Przytuliłam Evę i uśmiechnęłam się.
-Spotkamy się jakoś. Zadzwonię do ciebie.
Pomachałam jej ręką i zaczęłam prowadzić Cherry w stronę przyczepy. Jego oczy rozszerzyły się na jej widok i zaparł się kopytami o ziemię. Wiedział doskonale, gdzie jedziemy. Nie dał się ruszyć i rżał w stronę kolegów z padoku. W końcu moja mama miała dość.
-Dosyć. Daj mi tego konia.
Zarządała. Wyjęła z samochodu bat i wyrwała mi uwiąz z ręki. Następnie zamierzyła się na Cordialla i z całej siły uderzyła go batem. Cherry stanął dęba, rżąc z przerażenia. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Ja nigdy nie używałam bata, chyba, że do lonżowania.
-Mamo! Mamo, co ty robisz!? Zostaw go!
Wrzasnęłam, wyrywając matce bat i uwiąz z ręki. Bat złamałam i rzuciłam na ziemię. Kiedy Cherry zobaczył, że to ja trzymam uwiąz, uspokoił się. Mimo to, nadal się trząsł i przewracał oczami na wszystkie strony. Pogładziłam go. Był cały mokry od potu.
-Rosalie, co ty wyprawiasz!? Zbyt długo byłaś pobłażliwa dla tego konia! Czas nauczyć go dyscypliny!!! Jestem twoją matką! Nie masz prawa mi rozkazywać!
Wrzasnął ktoś, kogo miałam za matkę. Ale już ani chwili dłużej.
-W takim razie nie będziesz dłużej moją matką. Nie zasługujesz na miano człowieka. Jesteś potworem.
Syknęłam. Zabrałam Cordialla do stajni, oporządziłam go i pojechaliśmy do lasu. Ani razu nie spojrzałam na Amandę Retair. Na tego potwora w przebraniu.







CHERRY I ROSALIE




EVA



czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział 3

-Nic ci nie jest?
Słyszałam ten głos jak przez mgłę. Jęknęłam i otworzyłam oczy. Nade mną pochylała się brunetka o orzechowych oczach.
-Nie powiedziałabym, że nic mi nie jest.
Jęknęłam. Wtedy sobie przypomniałam. Cherry! Jeżozwierz...
-Koń. Gdzie jest? Jak się czuje?
Spytałam z paniką, chwytając dziewczynę za ramię.
-Łoł! Spokojnie. Jest w stajni. Swoją drogą, jestem Eva. To ja cię znalazłam na tej ścieżce.
Odpowiedziała. Szybko wstałam z kanapy, na której leżałam i ruszyłyśmy w stronę stajni. Pierwsze, co zobaczyłam, to głowa Cordialla wychylająca się z boksu.
-Cherry!
Podbiegłam do niego i wpadłam do boksu. Szybko go obejrzałam. Były tylko drobne zadrapania, ale wtedy zauważyłam bandaże na nogach. Odwinęłam je drżącymi rękoma. Rzuciłam okiem na rany i załamałam się. To koniec. Kolce uszkodziły ścięgna i pęciny. Cherry już nigdy nie będzie skakał tak, jak kiedyś. Chociaż...
-Daj mi telefon.
Powiedziałam do Evy. Doktor Blake, weterynarz Cherry'ego, to ostatnia szansa. W końcu mój koń to Cherry Cordial, skoczek ubezbieczony na miliony dolarów.
-Dzień dobry, panie doktorze. Niech pan tu jak najszybciej przyjedzie.




-Dam radę to wyleczyć. Cherry będzie mógł funkcjonować normalnie, ale można zapomnieć o skokach. Każdy skok powyżej pół metra zerwie te ścięgna na dobre.
Te słowa doktora mnie załamały. Ale i troszkę ucieszyły. Koniec ciągłych wyjazdów i presji...?
-Panie doktorze, dziękujemy panu. Wierzę, że zrobił pan, co w pana mocy.
Powiedziała moja mama. Przyjechała tu, kiedy tylko dowiedziała się gdzie jestem. Podobno umierała z niepokoju. Kiedy tylko przybyła, nie omieszkała skomentować skromności stajni. Kilka boksów, maneż nie większy niż 15 metrów kwadratowych... Faktycznie, była to spora różnica od tego, do czego przywykłyśmy.
-Cherry Cordiall musi tu jednak zostać co najmniej dwa miesiące. Wcześniej nie ma mowy o przenosinach.
Powiedział doktor.
-Dobrze. Ile tu kosztuje dzierżawa boksu, dziewczynko?
Moja mama spytała się Evy.
-100 dolarów, proszę pani.
Moja mama rozejrzała się z obrzydzeniem po stajni.
-Biedny Cherry... Będzie się tu męczył.
Westchnęła moja mama.
Chwilę potem pojechała.
Eva uśmiechnęła się do mnie.
-Chodź, pokażę ci dokoła. Niezła odmiana, co?
Zaśmiała się. Polubiłam ją. Jako jedyna nie traktowała mnie dziwnie, z powodu moich wygranych. Traktowała mnie jak każdą inną dziewczynę w stajni.
-Ha! Jestem pewna, że sprowadzę więcej kucyków z padoku!
Rzuciłam wyzwanie. I popędziłyśmy w stronę łąki.


Chciałam zaprosić wszystkich koniarzy na profil mojej koleżanki na Instagramie: Equii.dream
Była dla mnie inspiracją podczas pisania tej historii. Na niej oparta jest postać Evy :)






wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 2

Kłusowałam po leśnej ścieżce, podziwiając widoki. Cherry był zachwycony. Szedł energicznie do przodu, w żaden sposób nie dał po sobie poznać, że dwie godziny temu wrócił z zawodów. Stąpał lekko, z szyją wygiętą w podręcznikowy łuk, a ogonem uniesionym w górę. Nagle minęła nas grupa siedmio-ośmiolatek na pękatych hucułkach.
-Patrzcie! Jaki śliczny!
Krzyknęła jedna z nich. Faktycznie, Cordiall niesamowicie różnił się od przysadzistych, leniwych kucyków. Był szczupły, świetnie umięśniony i posiadał wręcz nieskończone pokłady energii.
-Niech pani popatrzy!
W dalszym ciągu wołała dziewczynka, wskazując palcem na mojego konia. Miała rude włosy zaplecione w dwa warkoczyki i siedziała na pękatym srokaczu.
-Haniu, nie krzycz tak. Konie mogą się spłoszyć.
Trenerka wreszcie podniosła wzrok na mojego konia. Wybałuszyła oczy.
-Czyżby to był ten sławny Cherry Cordial i nie mniej sławny jeździec, czyli Rosalie Retair?
Spytała się mnie z uśmiechem.
-Nie da się ukryć. Ale niech mi pani wierzy, apetytem na pewno się nie różni od jakiegokolwiek innego konia.
Odpowiedziałam. Wtedy wpadło mi coś do głowy.
-Mam do pani pytanie. Kto jeździ najlepiej z tej grupy?
Spytałam się trenerki.
-Hmm... Julka, ta dziewczynka na kasztanku.
Odparła. Pomachałam do Julki.
-Hej, mam do ciebie pytanie. Dawno nie jeździłam na innym koniu, niż mój Cherry. Co ty na to, żeby zamienić się wierzchowcami na kawałek?
Dziewczynka pojaśniała z radości.
-Naprawdę mogę!? Och tak! Proszę!
Podrzuciłam go na Cordialla, a sama dosiadłam grubego gniadosza. Nasz zastęp musiał wyglądać komicznie. Na przodzie ja, mistrzyni Juniorów Europy na kasztanowym, leniwym hucułku, a za mną dziewczynka na końskim czempionie. Za nią jechała reszta grupy. Zastęp zamykała trenerka. Przejechałyśmy kawałek kłusem, następnie galopem. Widząc zawód na twarzy reszty dziewczynek, zatrzymałyśmy się na małej polance i tam pozwoliłam każdej przejechać się kawałek na Cherrym. Całe to zajście trwało grubo ponad godzinę. Gdy dziewczynki odjechały, ruszyłam szybkim galopem w stronę stajni. Nie zauważyłam jednak jeżozwierza na drodze. Ostatnie, co zapamiętałam, to rżenie Cherry Cordialla i błysk kolców jeżozwierza...



poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 1

-Świetnie, Rosie! Znowu pierwsze miejsce! To już zawody ogólnokrajowe, nie przelewki! Brawo! Zostałaś mistrzynią juniorów! Niedługo będziesz mistrzynią Europy!
Podobne rzeczy słyszę całe życie. Brawo, wygrałaś zawody! Teraz idź wygrać kolejne. Oczywiście nikt nie przejmuje się tym, że i ja i koń jesteśmy zmęczeni. Cherry jest koniem trakeńskim, czempionem nad czempiony, ale i on kiedyś się męczy.
-Mamo...
Zaczynam nieśmiało, siedząc w kuchni i pijąc herbatę. Przed godziną wróciłam z zawodów.
-Może wezmę Cordialla na przejażdżkę?
Wypalam. Mój koń, Cherry Cordiall, jest aniołem. Uwielbia jeździć do lasu. Ale na swoje nieszczęście, jest światowej klasy skoczkiem, ubezpieczonym na miliony dolarów. Rodzice już naprawdę nie mają wydawać na co pieniędzy... Trzy domy w USA, kolejne cztery w Europie i jeden w Kanadzie. Ach, no tak. Swojej uczącej się skakać ośmioletniej córce (to ja pięć lat temu) kupili konia-skoczka światowej sławy. Cherry miał wtedy trzy lata, ale już wtedy świetnie skakał. Poza tym jest potomkiem końskich legend, dlatego praktycznie nigdy nie mogę zabierać go do lasu. Bo jeszcze sobie nóżkę zadrapie. Więc odpowiedź mnie zdziwiła.
-Jasne, weź go. Tylko zaczekaj jeszcze z godzinę, niech odpocznie.
Moja mama się zgodziła! Popędziłam do stajni. Mieszkam dosłownie 300 metrów od luksusowej stajni sportowej. A tam, w specjalnym, większym boksie, stoi moje szczęście. Cherry zarżał i trącił mnie swoim miękkim nosem, kiedy podeszłam.
-Hej, Cordialku, co powiesz na wyprawę do lasu?
Spytałam się rumaka. A on, jak pies, na słowo "las" zaczął tańczyć po całym boksie. Oczy mu świeciły z podekscytowania.
-Hej, hej, spokojnie! Już jedziemy!

Margaret-Cool Me Down ( w odniesieniu do szaleństw Cherry:P)


Wstęp

No hej, hej!:) Uwielbiam konie, jazdę konną, więc opowiadanie, jako można się domyślić z tytułu, będzie o... Żyrafach. Nie no, nabijam się:). Zapraszam do czytania:)


Ed Sheeran-Sing